Stop islamizacji Europy! … Hm. A Kawka smakuje? Serwetki z takimi napisami pojawiły się w zgierskich Mc’Donaldach jako odpowiedź na coraz bardziej radykalne ksenofobiczne i rasistowskie nastroje w Zgierzu. Dowcipne serwetki były jednym z bardzo wielu elementów projektu „Zgierz Otwarty”, zrealizowanego przez Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Zdolności Dzieci i Młodzieży im. A. Gołąba w Zgierzu.
Zgierz to trzecie co do wielkości miasto wchodzące w skład łódzkiego zespołu metropolitalnego. Wyjątkowe miejsce, od zawsze bardzo różnorodne. W dziewiętnastym wieku 36% mieszkańców stanowili katolicy, 39% ewangelicy, 24% Żydzi. – Chcieliśmy pokazać, że Zgierz to miasto otwarte nie dlatego że sobie to wymyśliliśmy, tylko dlatego, że tak było zawsze. Jest to przecież idealne miejsce do rozmowy o wielokulturowości. A dyskusja o tym wydała nam się tym bardziej istotna, że niedaleko Zgierza znajduje się ośrodek dla uchodźców. Zresztą chcielibyśmy, aby każda osoba, należąca do jakiejkolwiek mniejszości czuła się w Zgierzu dobrze – mówi Weronika Jóźwiak, jedna z koordynatorek projektu.
Chcieliśmy, aby było nas widać
Cała akcja trwała kilka miesięcy. Głównym celem było wywołanie dyskusji o inności i różnorodności. – Chcieliśmy, aby było nas widać, chcieliśmy wypełnić miasto sobą i naszym zaproszeniem do wielokulturowości i otwartości. W Zgierzu zbyt widoczne stały się rasistowskie i ksenofobiczne nastroje – podkreśla Jóźwiak. W odpowiedzi w mieście pojawiły się kolorowe murale, zamalowywano mowę nienawiści na murach, na znakach drogowych przyczepiane były magnesiki z cytatami Jana Pawła II, Ireny Sendlerowej, Marka Edelmana. W restauracjach i na szybach pojawiły się wlepki, a na ulicach graffiti. – Ale wszystko było „etyczne” i zgodne z prawem – mówi o projekcie Ilona Majewska, również zaangażowana w jego realizację – Graffiti na chodnikach robiliśmy kredą w sprayu, która łatwo się zmywa, a wlepki zrobione były na folii przyczepiającej się na zasadzie elektrostatyki. Na murale i napisy na ścianach zawsze mieliśmy zgodę.
Efekt został osiągnięty. O projekcie Zgierz otwarty zrobiło się głośno. Coraz więcej osób angażowało się w działania, a na Święto Kolorów, które kończyło projekt w ciągu kilku godzin zarejestrowało się kilka tysięcy ludzi. Pojęcie Zgierz Otwarty weszło do języka. – Cały czas prowadzimy monitoring mediów. Widzimy, kiedy ten zwrot zostanie użyty. Taka wzruszająca sytuacja – Rozmowa dwóch pań w mediach społecznościowych. Jedna z nich pisze. „Przyjedź, przyjedź. Zgierz otwarty dla wszystkich” – mówi Weronika Jóźwiak – Kiedyś znaleźliśmy też zdjęcie panoramy Zgierza, którą autor podpisał „Nasz piękny Zgierz otwarty”.
Projekt przyciągnął również przeciwników. Murale były regularnie niszczone, nienawistne napisy wracały jak bumerang. – Zdarzało nam się wzywać policję, bo niektórym nie podobało się, że je zamalowywujemy – mówi Majewska. Najbardziej atakowany był znany w Zgierzu działacz i postać rozpoznawalna w mieście Mateusz Mirys, który był współtwórcą „Otwartego Zgierza”. Na ulicach pojawiły się wlepki „Mirys pedale malujemy dalej”, a pewnego dnia pod jego domem pojawiła się skandująca grupa ludzi z racami. – Było to przerażające, że debatę można aż tak bardzo przesunąć, że niechęć, która wyrażała sie anonimowymi aktami wandalizmu wyszła do nas i wkroczyła w rzeczywistość – mówi Mirys.
Zabrakło polskiego “Witajcie”
Duże kontrowersje, ku zaskoczeniu działaczy, wywołał mural przy ul. Długiej w Zgierzu, przedstawiający trzy świątynie – synagogę, kościół ewangelicko-augsburski i kościół katolicki, które współistniały w mieście do czasu wybuchu II wojny światowej. Na muralu namalowano powitanie w trzech językach – niemieckim, hebrajskim i rosyjskim. Pojawiało się pytanie, dlaczego akurat te trzy języki, i dlaczego wśród nich brakuje języka polskiego. Mateusz Mirys podkreśla – Chcieliśmy powitać „obcych” przybywających do Zgierza, język polski wydał nam się niepotrzebny. Choć może rzeczywiście powinien się tam znaleźć? Dużo emocji wzbudziła też litera „o”, w którą wpisana jest gwiazda Dawida z krzyżem, co jest zabiegiem artystycznym twórców malowidła. Mimo kontrowersji i emocji wokół niego, mural bardzo długo uchował się od zniszczenia. W listopadzie, czyli około pół roku od jego stworzenia, został obrzucony farbą.
Zajączki uciekają z lasu
Opór napotkali organizatorzy „Zgierza Otwartego” również w szkołach, do których uczęszczają dzieci uchodźców. Kiedy zaczynają naukę w polskiej szkole, bardzo często nie są jeszcze na to gotowe. Nie znają zwyczajów i języka. Dlatego po uzgodnieniu z dyrekcją w szkołach powieszone zostały tabliczki w języku rosyjskim i z piktogramami – Pokój dyrektora, pielęgniarka, toaleta. Dla rodziców przygotowano broszurę „Pakiet dla rodziców” z wszelkimi potrzebnymi informacjami (po polsku i po rosyjsku) – blankiety zwolnień, regulamin szkoły, zgoda rodzica na wycieczkę itp. – O ile pakiet nie budził emocji, o tyle rosyjskie napisy w szkole nie spodobały się rodzicom. Bardzo długo tłumaczyliśmy skąd taki pomysł. Kontrargumentem był zarzut rusycyzacji szkoły. – opowiada o broszurach Jóźwiak – W części placówek napisy zostały zdjęte. Na szczęście były też takie, które prosiły o dosłanie tabliczek.
W szkołach, w których pojawiły się pakiety i tabliczki informacyjne, uczą się dzieci kazachskie i czeczeńskie. Język rosyjski jest tym, który znają. Nie zawsze na poziomie języka ojczystego, ale zazwyczaj lepiej niż polski. Tabliczki miały ułatwić im pierwsze dni w szkole. – W szkołach przeprowadziliśmy też warsztaty dla nauczycieli o tym jak pracować z dziećmi z innych kultur, na co zwracać uwagę. Uwrażliwialiśmy na to, co powinni mieć z tyłu głowy, kiedy pracują z polskimi uczniami chodzącymi do szkoły z obcokrajowcami – wyjaśnia Majewska. W szkołach pokazywana była animacja poklatkowa zrobiona wspólne z dziećmi z ośrodka w Grotnikach. Zostały one poproszone, aby zrobiły bajkę, która pokaże dlaczego są w Polsce i co chciałyby, żeby inni się o nich dowiedzieli. Powstała wzruszająca historia o zajączkach uciekających ze swojego lasu. Majewska wyjaśnia – Później pokazywaliśmy tę bajkę w szkołach, prowadząc jednocześnie warsztaty kim są uchodźcy, dlaczego trzeba im pomóc, czego im potrzeba, jak to jest być w innym miejscu.
Czas na pracę u podstaw
– Czy coś się zmieniło w Zgierzu? To, co działo się podczas projektu wytworzyło pewną dobrą energię – opowiada uśmiechając się Mateusz Mirys. – Nie jesteśmy w stanie powiedzieć jak bardzo zmieniły się nastroje, gdyż nie przeprowadziliśmy profesjonalnych badań. Odbieraliśmy jednak bardzo dużo pozytywnych sygnałów. Nienawistne napisy, zamalowane po raz siódmy, w większości przypadków nie powróciły. Udało się nawiązać współpracę z władzami. Do stowarzyszenia nadal przychodzą maile z całej Polski z prośbą o przesłanie książki „Bajki z odwróconymi rolami”, która powstała w ramach projektu. Napływają one z różnych części Polski, często z bardzo małych miejscowości. Z bibliotek, szkół i organizacji. Książka z przekorą opowiada o dzielnych księżniczkach i pięknych książętach. – Czujemy, że zadziało się coś dobrego. Wywołaliśmy temat z dużym rozmachem. Teraz czas na pracę u podstaw – dodaje Mirys.
Od października rozpoczęły się warsztaty w szkołach. Pięćset godzin o wielokulturowości, o religiach, o tym jak bardzo nasze wychowanie i język wpływają na tworzenie obrazu naszego świata. – Kiedy mówimy o Islamie, w ławkach słychać dźwięki imitujące wybuchy bomb – opowiada o prowadzonych przez nią warsztatach Weronika Jóźwiak – Po rozmowie z uczniami widzimy jednak, że ta zapalczywość i poglądy są dość powierzchowne. Uczniowie są zainteresowani. Pytają, dociekają. Ideałem, o którym marzymy byłoby wprowadzenie elementów edukacji wielokulturowej do lekcji języka polskiego, historii. WOSu.
Projekt „Zgierz Otwarty” był realizowane w ramach programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.